Pogoda za oknem jesienno-zimowa, a za nami ponad rok budowy. Nadszedł czas na (lekko sentymentalną) podróż w czasie. Wspominamy różne etapy budowy, różne ekipy, wydarzenia, wpadki (mało) i sukcesy (znacznie więcej).
Żeby nie zanudzać, naszą podróż zaczniemy od tych, dzięki którym nasza wymarzona Vitra powstała – czyli od ludzi, którzy pracowali na i przy budowie.
Z częścią ludzi pracujących na naszej budowie mieliśmy fajne układy i arcyciekawe pogawędki, inne ekipy robiły swoje, nie angażując się zbytnio w konwersacje. Kilka anegdotek już wrzuciłem, kilka innych (niestety) nie nadaje się do publikacji (powiedzmy, że przez RODO 😉 ).
Od samego początku na budowie pojawiło się sporo osób pracujących bezpośrednio na placu budowy, a jeszcze byli dostawcy, kierowcy betoniarek, osoby koordynujące w centrali, nasz nadzór inwestorski, itp.
Już pierwszego dnia na budowie z samego ramienia DQM pojawiło się 6 osób (czteroosobowa brygada + kierownik budowy + inżynier/ logistyk), a nadto “koparkowy” i geodeta z pomocnikiem (swoją skromną osobę pomijam).
Pierwszego dnia (tak jak wypada) swoją inicjującą wizytę złożył nasz “nadzór inwestorski” w osobie pana Henryka.
Po stanie surowym pięcioosobowa ekipa + szef (tak, ten słynny od języka) położyła więźbę.
Następnie trzy osoby z ekipy dekarzy. I to był koniec na rok 2017. Choć jeszcze na etapie ścian na budowie pojawił się prezes DQM, którego również kwalifikujemy do osób “współbudujących” (nadzór zawsze mile widziany).
W nowym roku (2018) kolejne ekipy DQM i nie tylko ruszyły szerokim frontem robót:
- 4 osoby montujące odgrom,
- 4 ludzi od elewacji (ocieplenie i tynki),
- 1 monter drzwi (chory),
- 4 monterów okien,
- 2 elektryków,
- 4 osoby od tynków wewnętrznych (sąsiedzi mojej babci),
- 4 pracowników od hydrauliki i styropianu (sumarycznie, bo osoby w ekipie się zmieniały),
- 2 osoby od ogrzewania podłogowego i rekuperacji (z mojej strony) + szef,
- 5-cio osobowa ekipa od wylewek (z mojej strony),
- 3 osoby od wełny na stropie i samych stropów (GK).
W międzyczasie na budowie pojawiło się też dwóch kierowników (na zastępstwa), nowy inżynier i pani dyrektor handlowa (jako dozór po montażu okien).
Z mojej strony małe prace wykonywał elektryk i pojawił się też nadzór inwestorki numer dwa (elektryczny).
Po zakończeniu głównych prac (umowa z DQM) pojawiły się:
- 2 osoby od gładzi,
- kafelkarz z pomocnikiem,
- 2 osoby od opaski,
- inny “koparkowy” w zastępstwie naszego głównego,
- 3 osoby od oczyszczalni,
- 4 osoby ekipy od płotów + kierownik,
- elektryk konfigurujący napęd do bramy,
- 2 osoby montujące światłowód,
- elektrycy montujący gniazdka (ci sami, którzy robili instalację) w liczbie + 1,
- 2 instalatorów + szef montujący ogrzewanie.
A jeszcze przed budową operator koparki (trzeci) wykopał nam rowek pod kabel oraz trzech ludzi (z spółki gminnej) doprowadziło wodę, a dwóch kolejnych (z Tauronu) prąd.
Razem około 88 osób (nie licząc rodzinnej ekipy budowlano – ogrodowej). Razem z osobami w centrali, kierowcami, itp. – dobijalibyśmy spokojnie do 100 osób.
Przyznam szczerze, że lekko mnie zszokował ten tłum. Myślę, że dałoby się zrobić świetne zdjęcie, gdyby udało się ich wszystkich zebrać w jednym miejscu (np. taras w Panoramie w Pławniowicach – choć chyba byłby za mały).
Dopiero ta liczba osób zaangażowanych w powstanie domu, uświadomiła nam, jak bardzo skomplikowanym procesem jest budowa domu (nawet tak stosunkowo niewielkiego i w sumie mało skomplikowanego(?)).
Oczywiście to jeszcze nie koniec. Choć z racji “cięć budżetowych”, część (sporą) prac jakie planujemy, zostanie (zapewne) wykonana własnym sumptem. Co trzeba to trzeba, żeby było porządnie, ale co się da – to obsłużymy własnymi siłami.
P.S.
Spojrzałem na historie tego wpisu. Pierwsza wersja powstała 31 lipca 2018 roku – czyli cały wpis powstawał przez 4 miesiące. No sporo.
Pracować i budować dla Państwa to była wielka przyjemność. Tacy wspaniali ludzie zasługują na równie wspaniałe “gniazdko domowe” i tego Państwu życzę już wkrótce.
A z anegdot, dodałabym jeszcze mój rozładowany akumulator (słuchanie muzyki przy zgaszonym silniku, to nie był dobry pomysł ;)) i wizję spędzenia samotnie nocy na budowie na etapie stanu surowego 😉 Z pomocą przyszedł równie sympatyczny i życzliwy Pan Tata Inwestora, co tylko potwierdza, że geny są przenoszone na kolejne pokolenia!!!
Dziękuję serdecznie za zaufanie i możliwość spełnienia Państwa oczekiwań i marzeń o domu. Żeby się dobrze mieszkało 🙂 Pozdrawiam.
Jako syn Taty Inwestora 😉 potwierdzam, że udało się zrealizować to, o czym marzyliśmy (za co bardzo dziękujemy). Pozdrawiamy serdecznie.