… czyli jak nie potrafisz znaleźć lampy, która z jednej strony trafia w Twój gust, a z drugiej nie zrujnuje domowego budżetu – to musisz tą lampę samemu zaprojektować i zrobić sobie we własnym zakresie (no bo przyznaję, że bez elektryka domowego projekt by nie wypalił, ale od czego ma się rodzinę?).
Podczas instalacji elektryki, padło pytanie gdzie mają być wyprowadzenia oświetlenia. O ile w innych pokojach nie było problemu, tak w salonie oczywiście problem był.
Po intensywnych (acz krótkich – bo elektrycy na miejscu) konsultacjach zdecydowaliśmy się na wyprowadzenie punktów w samym szczycie naszego sufitu “katedralnego”. Na zasadzie,: “a potem się pomyśli”.
Intensywne poszukiwania lamp, które by nam się podobały spełzły na niczym (bo z całym szacunkiem, ale jedyna lampa, która trafiła w nasz gust kosztowała jakieś 1400 zł i niejako z założenia odpadała).
Wtedy przy-okazyjna wizyta w sklepie na “C” dała nam pomysł. Akurat w promocji były oprawki z kablem, w kolorze miedzi. Razem z najlepszą z żon nie zastanawialiśmy się długo i kupiliśmy 10 sztuk (po 17,90 sztuka).
I najlepsze, za dwa tygodnie podczas kolejnej wizyty okazało się, że duże ledowe żarówki (kule) są w kolejnej promocji (po 15,90 sztuka). Również w tym wypadku podjęcie decyzji nie zajęło nam dużo czasu.
Samo “zawiesie” to już prosta sprawa (oczywiście nie pomniejszam włożonego w zawieszenie wysiłku – chodzi o sama koncepcję) – dwie deski (no jedna przecięta na pół), zawieszone pod samym sufitem, kilka otworów w deskach i malowanie. Razem jakieś 400-450 zł (+ paręnaście godzin pracy) i mamy naprawdę śliczną lampę (opinia jest niejako z natury subiektywna – bo to przecież mój projekt).