Korzystając z uprzejmości DQM‘u ogłosiliśmy trzy-tygodniową przerwę w pracach wykonywanych przez głównego wykonawcę. Ten czas wykorzystujemy na montaż podłogówki, wylewki (o czym w następnym wpisie) i rozprowadzenie rekuperacji.
Szczęśliwi tak do końca nie byli (zapewne), ale sami sugerowali, żeby wszelkie “mokre” prace wykonać przed stropami i ułożeniem wełny (po co ma złapać wilgoć). Tak więc korzystając z uprzejmości głównego wykonawcy ruszyliśmy do przodu.
Czemu tak, a nie inaczej…
Od początku założyliśmy, że elementy związane z ogrzewaniem (pompa ciepła jako źródło ciepła) chcemy mieć robione przez jednego wykonawcę. Czemu nie DQM? Na starcie oferowali pompy Nibe, a jakoś nie do końca ta marka mnie przekonywała (nie wiem czemu, żadne twarde dane za tym nie stały – ot tak, no jakoś nie i już). Dlatego też postanowiliśmy poszukać dostawcy pompy ciepła na własną rękę.
Co ciekawe rozsyłając kilka czy kilkanaście pytań zaledwie jedna(!) firma raczyła przeczytać nasze zapytanie i uwzględnić opisane przez nas potrzeby w ofercie. Ją też wybraliśmy. Niestety, zaproponowane nam rozwiązanie (które przy okazji “załatwiało” klimatyzację w domu firmy Samsung) musiało ulec zmianie. W tak zwanym między czasie, zmieniły się przepisy dotyczące ochrony środowiska i limitów ilości czynnika chłodzącego w urządzeniu (ekwiwalent CO2). Proponowane nam rozwiązanie stało się tym samym bardzo kosztowne (nawet nie w montażu, ale w obowiązkowych corocznych przeglądach).
Swoją drogą to zabawne (uwaga sarkazm), że w kraju, w którym w okresie grzewczym można się udusić od dymu i smogu, mamy nagle najostrzejsze przepisy dotyczące instalacji z czynnikiem chłodzącym w Europie (bodajże UE wymaga takich poziomów w 2030 roku, a my w Polsce mamy je już dziś). Dbamy o środowisko nie tam gdzie powinniśmy, ale w statystykach i prezentacjach pewnie ładnie to wygląda.
Stanęło na pompie ciepła powietrze-woda firmy Buderus.
Tak więc nadszedł czas na rurki na podłodze. Sprawna i kulturalna ekipa uwijała się w tempie iście ekspresowym. Udało się ułożyć rurki w takiej nadmiarowej dniówce (dniówka+).
Kolejna ekipa od wylewek nie miała żadnych uwag, ale o tym w następnym wpisie.
Ciut wcześniej zamknęliśmy temat instalacji alarmowej i monitoringu. Mieliśmy to w umowie z DQM’em (że zapewnimy), to też się wywiązaliśmy. Era, która nas obsługuje, podeszła z pełnym zrozumieniem do zmiany centralki i osprzętu dzień przed finalnym montażem, za co jestem im bardzo wdzięczny. Co do montażu i samej obsługi naprawdę nie mam uwag.
Centralka z obsługą zdarzeń i wyjściami pozwoli nam na sterowanie pompą cyrkulacyjną w zależności od obecności domowników. Rozwiązanie (podsunięte przez jednego z naszych znajomych) powinno pomóc oszczędzić sporo energii, którą tracilibyśmy na “pustych” obiegach ciepłej wody. Tyle teoria, a jak będzie w praktyce to się okaże.
Przy okazji Ery i alarmu, to przydarzyła mi się solidna (i zabawna) wpadka. Umówiłem się z technikiem, żeby wyznaczyć miejsca na czujki i zobaczyć czy wykusz nie doda nam problemów. Tego dnia (z przyczyn, których nie pamiętam) zamieniłem się z moją małżonką samochodami, a oczywiście klucze do kłódki od drzwi miałem przypięte (nie wiedzieć czemu) nie do kluczy domowych, tylko właśnie do kluczyków od auta, których rzecz jasna nie miałem przy sobie.
Co ważne – z przyczyn okazjonalnych korków – korzystam podczas dojazdów na trasie Katowice-Niewiesze z nawigacji w celu ich uniknięcia. Gdy wjeżdżałem do Niewieszy, uświadomiłem sobie moją wpadkę i na cały głos krzyknąłem (bliższe byłoby ryknąłem):
– oż kurde! ale dałem ciała!
W kilka sekund później nawigacja odpowiedziała:
– nie wiem co zrobić z “ale dałem ciała”!
-….?
Na moment zdębiałem! I kilka sekund razem z nawigacją sobie milczeliśmy (w końcu jasno powiedziała, że nie co zrobić – “ona” bo tym razem postanowiła mówić damskim głosem). W chwilę potem skojarzyłem, że używając frazy “OK Google” można uruchomić interfejs głosowy nawigacji. Algorytm zawalił, a ja dzięki temu zostałem zapewne oznaczony w bazach wielkiego brata jako “nerwowy kierowca, awanturujący się podczas jazdy”. Niemniej w pełni rozumiem, że nawet Google nie wiedziało co zrobić z moim “daniem ciała.”
Do końca nie daje mi spokoju czy to algorytm zawalił rozpoznając “oż” jako “OK” i “kurde” jako “Google”, czy też ja mam aż tak złą dykcję. Wracając do spotkania, technik zrobił dobrą minę do złej gry, ale dzięki planom i rzutom, które miałem przy sobie udało nam się sprawnie ustalić szczegóły.
Tak więc lecimy do przodu.