Dziś podpisaliśmy finalny protokół, choć główne prace DQM zakończył jakiś czas temu. Kilka malutkich spraw jest dokańczanych (poprawka na tynku), ale to już naprawdę drobiażdżki.
Ponieważ dobrze nam szło, a kiedyś obiecaliśmy dzieciom, że budowa domu nie stanie się jedynym i absolutnym priorytetem w naszym życiu, tak wiec ostatnie dwa tygodnie koordynowaliśmy mając taki widok za oknem 😉 .
Mimo dużego zaufania do DQM i świetnej naszej opinii o nich, to na budowie zostawiłem naszego “Oswojonego Owczarka Podhalańskiego” – w osobie mojego ojca (tytuł po nadaniu został skonsultowany), który doglądał wszystkiego i organizował tematy związane z płytami GK i drobnymi doróbkami.
Muszę przyznać, że mimo mojej nieobecności wszystko poszło bardzo sprawnie (też dzięki świetnemu kontaktowi z osobami z DQM’u) i oficjalnie dziś zamykamy temat budowy domu do stanu zgodnego z umową, jaką zawarliśmy z DQM (nazwijmy go deweloperski+).
Jeszcze przyjdzie czas na dokładną ocenę i podróż(e) sentymentalne w czasie, ale już dziś muszę napisać, że gdybym miał budować nowy dom, to z całą pewnością pierwszy telefon wykonuję do DQM’u (inna sprawa, czy chcieli by odebrać 😉 ).
Mimo, że de facto kończymy współpracę, to DQM i ludzie z nim związani (czy jako pracownicy, czy jako podwykonawcy) stworzyli ten dom, tak więc ich wysiłek i zaangażowanie stanowią nieusuwalną i bardzo ważną część duszy naszego domu. Dlatego “zostaną z nami” na dłużej.
Jako inwestorzy staraliśmy się stworzyć miłą atmosferę, a wykonawca w pełni się wpasował w taką koncepcję i naprawdę zorganizował prace tak, że zostają nam same miłe wspomnienia + parę anegdot.
Resztę prac będziemy organizować samodzielnie i przyznam szczerze, że będzie mi brakować telefonów do osób z DQM. I nie chodzi tylko o kontakty biznesowe – tak po ludzku mam wrażenie, że udało nam się przynajmniej polubić.
Z racji faktu, że kierownik budowy był moim imiennikiem (Piotr), to najczęściej nasza rozmowa wyglądała (mniej więcej) tak:
-I jak tam panie Piotrze?
-A jak ma być? Dobrze panie Piotrze.
Za to rozmów z kierownikiem projektu (p. Kamil), ze względu na ten cudowny, śpiewny akcent, nie da się przenieść na ekran – a szkoda to wielka.
-Co słychać panie Kamilu?
-Dobrze, pracują z tego co wiem.
Rzecz jasna większość rozmów nie kończyła się na takiej wymianie zdań i sprawnie ustalaliśmy szczegóły. Co ważne wszystkie (!) ustalenia były sprawnie wdrażane w życie.
Z dużych prac zakończone płyty GK na sufitach (bez szpachlowania) i to był ostatni punkt z umowy.
Także to już naprawdę koniec, ale jako, że dom będzie się rozwijał (no przynajmniej mamy taka nadzieję) to i ten blog będzie żył nadal swoim życiem.
Jako, że nie mamy oczywiście kafli na schodach i wiatrołapie to w gratisie dostaliśmy “ciepły” próg (styrodurowy).
Poza tym obiecałem jeszcze kilka wpisów o samej budowie, wiec też słowa dotrzymam.